Henri Becquerel
Urodził się w rodzinie, która od pokoleń zajmowała się nauką. Studiował nauki ścisłe na Ecole Polytechnique, a w 1892 zajął stanowisko profesora fizyki, w Muzeum Historii Naturalnej w Paryżu.
W 1896, badając fluorescencję rud uranu, odkrył zjawisko radioaktywności. Za odkrycie to został uhonorowany Nagrodą Nobla w dziedzinie fizyki w 1903 r.
Od jego nazwiska pochodzi nazwa jednostki promieniotwórczości - Bekerel [Bq].
poniedziałek, 30 marca 2015
piątek, 20 marca 2015
Recenzja serialu The Last Ship
The Last Ship
Serial opowiada o załodze bojowego statku marynarki wojennej U.S.S. Nathan James.
Cały świat został zaatakowany przez epidemię, większość populacji umiera. Na pokładzie niszczyciela znajduje się doktor Rachel Scott, która bada wirusa i stara się wynaleźć szczepionkę. Załoga robi wszystko, aby pomóc w tej misji.
Pomysł dobry - kilkuset marynarzy i naukowcy starają się uratować ludzkość - wszystko na pokładzie statku. Wykonanie jednak pozostawia wiele do życzenia.
Mamy jednak kilka minusów - jak chociażby gra aktorska, która pozostawia sporo do życzenia. Jednak to można wybaczyć. Najgorszy w tym wszystkim jest brak logiki w stworzeniu scenariusza do niektórych scen - odcinek 4 jest tu najlepszym przykładem.
Fabule momentami brak sensu, natomiast patosu mamy tu pod dostatkiem. Honorowi żołnierze, którzy zrobią dosłownie wszystko, aby misja zakończyła się powodzeniem, chwile zwątpienia, rozwiane przez podniosłe przemówienia kapitana. Patos jest wszechobecny.
Serial, w pewnym momencie staje się przewidywalny a załoga U.S.S. Nathan James jest w stanie poradzić sobie ze wszystkimi przeciwnościami.
Niestety The Last Ship nie jest do końca przemyślany i realistyczny - momentami nawet podpada po sci-fi.
Wyprzedzę wasze pytania - jest wirus ale nie ma zombie. Ludzie umierają raz a porządnie.
Ogólne wrażenie po obejrzeniu całego sezonu - żołnierze są super, a najfajniejsi ci z USA...
Ocena 5/10
--> ZWIASTUN <--
Serial opowiada o załodze bojowego statku marynarki wojennej U.S.S. Nathan James.
Cały świat został zaatakowany przez epidemię, większość populacji umiera. Na pokładzie niszczyciela znajduje się doktor Rachel Scott, która bada wirusa i stara się wynaleźć szczepionkę. Załoga robi wszystko, aby pomóc w tej misji.
Pomysł dobry - kilkuset marynarzy i naukowcy starają się uratować ludzkość - wszystko na pokładzie statku. Wykonanie jednak pozostawia wiele do życzenia.
Mamy jednak kilka minusów - jak chociażby gra aktorska, która pozostawia sporo do życzenia. Jednak to można wybaczyć. Najgorszy w tym wszystkim jest brak logiki w stworzeniu scenariusza do niektórych scen - odcinek 4 jest tu najlepszym przykładem.
Fabule momentami brak sensu, natomiast patosu mamy tu pod dostatkiem. Honorowi żołnierze, którzy zrobią dosłownie wszystko, aby misja zakończyła się powodzeniem, chwile zwątpienia, rozwiane przez podniosłe przemówienia kapitana. Patos jest wszechobecny.
Serial, w pewnym momencie staje się przewidywalny a załoga U.S.S. Nathan James jest w stanie poradzić sobie ze wszystkimi przeciwnościami.
Niestety The Last Ship nie jest do końca przemyślany i realistyczny - momentami nawet podpada po sci-fi.
Wyprzedzę wasze pytania - jest wirus ale nie ma zombie. Ludzie umierają raz a porządnie.
Ogólne wrażenie po obejrzeniu całego sezonu - żołnierze są super, a najfajniejsi ci z USA...
Ocena 5/10
--> ZWIASTUN <--
wtorek, 17 marca 2015
Nuklearne wizytówki - Wilhelm Roentgen
Wilhelm Roentgen
Studiował na Politechnice w Zurychu, gdzie w 1869 otrzymał tytuł doktora.
8 listopada 1895 roku odkrył nowy typ promieniowania - które nazywał promieniowaniem X. Promieniowanie rentgenowskie to rodzaj promieniowania elektromagnetycznego, które generuje się podczas wyhamowania elektronów.
Później promienie te zostały nazwane od jego nazwiska, jednak nazwa "promieniowanie X" używana jest przez większość krajów.
Za to odkrycie otrzymał w 1901 r. Nagrodę Nobla w dziedzinie fizyki.
wtorek, 10 marca 2015
Recenzja książki Infekcja
Infekcja - Andrzej Wardziak
Wychwalany debiut, świetne recenzje, apokalipsa zombie a do tego akcja toczy się w moim rodzinnym mieście - pomyślałam, że muszę to przeczytać.
W Warszawie, w zastraszającym tempie rozprzestrzenia się infekcja, a grupka ocalałych walczy o przetrwanie.
Już pierwszą rzeczą, jaka mnie zniechęciła była właśnie owa grupa. Po pierwsze, ostatnio mam niefart do trafiania na książki z wieloma bohaterami - na to pozwolić sobie może George R.R. Martin, którego każda postać jest wyrazista i konkretna. W "Infekcji" trafiam jednak na zbiór stereotypowych i szablonowych bohaterów - policjant, młoda, wysportowana kobieta, natoletni fan ciężkich brzmień a nawet komandos [!].
Zombie atakują wszystkich, wszystko i bez przerwy - wszędzie krew, wnętrzności i piana z pyska - ale niestety chwile walk ludzie vs zombie nie podnoszą adrenaliny, są opisane sztywno i nie porywają.
Historia jest przewidywalna.
Język prosty - dla mnie zbyt prosty aby pozwolić sobie na błędy, które można spotkać w książce. Tym bardziej, zaskoczył mnie ten fakt, ponieważ czytałam "Infekcję" w wydaniu II poprawionym. Literówki, powtórzenia, braki w przecinkach i kilka innych problemów, na które można się natknąć, odciągają od samej treści.
Najgorsze jednak w książce, były dla mnie wstawki humorystyczne - gdzie słowo "humorystyczne" powinno być opatrzone wielkim cudzysłowiem. Nie wiem co autor miał w głowie, wrzucając w swoją opowieść dowcipne wstawki. Tym bardziej, że ani nie są one zbyt udane, a do tego kompletnie nie pasują do całej atmosfery 'grozy', którą pan Wardziak stara się utrzymać.
Niektóre zdania nie dość, że nie są zabawne to brzmią, tragikomicznie - "Zombie pofrunęło do tyłu, jakby dostało niewidzialną pięścią wielkości nowej lodówki LG, takiej z kostkarką do lodu." - Nie, to naprawdę nijak nie jest zabawne, nie pasuje do koncepcji ani gatunku.
Bohaterowie zachowują się nieracjonalnie, a dni w książce (cała akcja dzieje się w ciągu niecałych 3 dni) wydłużają się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. W ten sposób jeden z bohaterów jest w stanie wykonać niezliczoną ilość czynności w tym upicie się, pijacką drzemkę, próbę ucieczki na wieś i wiele innych w ciągu kilkunastu zaledwie godzin.
Podsumowując - był jakiś pomysł, ale mam wrażenie, że wydanie tego w druku to lekki falstart Andrzeja Wardziaka. Książkę należałoby dopracować, nie tylko pod względem fabuły ale przede wszystkim językowym.
Odważny, ale zbyt szybki debiut.
Ocena 5/10
Wychwalany debiut, świetne recenzje, apokalipsa zombie a do tego akcja toczy się w moim rodzinnym mieście - pomyślałam, że muszę to przeczytać.
W Warszawie, w zastraszającym tempie rozprzestrzenia się infekcja, a grupka ocalałych walczy o przetrwanie.
Już pierwszą rzeczą, jaka mnie zniechęciła była właśnie owa grupa. Po pierwsze, ostatnio mam niefart do trafiania na książki z wieloma bohaterami - na to pozwolić sobie może George R.R. Martin, którego każda postać jest wyrazista i konkretna. W "Infekcji" trafiam jednak na zbiór stereotypowych i szablonowych bohaterów - policjant, młoda, wysportowana kobieta, natoletni fan ciężkich brzmień a nawet komandos [!].
Zombie atakują wszystkich, wszystko i bez przerwy - wszędzie krew, wnętrzności i piana z pyska - ale niestety chwile walk ludzie vs zombie nie podnoszą adrenaliny, są opisane sztywno i nie porywają.
Historia jest przewidywalna.
Język prosty - dla mnie zbyt prosty aby pozwolić sobie na błędy, które można spotkać w książce. Tym bardziej, zaskoczył mnie ten fakt, ponieważ czytałam "Infekcję" w wydaniu II poprawionym. Literówki, powtórzenia, braki w przecinkach i kilka innych problemów, na które można się natknąć, odciągają od samej treści.
Najgorsze jednak w książce, były dla mnie wstawki humorystyczne - gdzie słowo "humorystyczne" powinno być opatrzone wielkim cudzysłowiem. Nie wiem co autor miał w głowie, wrzucając w swoją opowieść dowcipne wstawki. Tym bardziej, że ani nie są one zbyt udane, a do tego kompletnie nie pasują do całej atmosfery 'grozy', którą pan Wardziak stara się utrzymać.
Niektóre zdania nie dość, że nie są zabawne to brzmią, tragikomicznie - "Zombie pofrunęło do tyłu, jakby dostało niewidzialną pięścią wielkości nowej lodówki LG, takiej z kostkarką do lodu." - Nie, to naprawdę nijak nie jest zabawne, nie pasuje do koncepcji ani gatunku.
Bohaterowie zachowują się nieracjonalnie, a dni w książce (cała akcja dzieje się w ciągu niecałych 3 dni) wydłużają się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. W ten sposób jeden z bohaterów jest w stanie wykonać niezliczoną ilość czynności w tym upicie się, pijacką drzemkę, próbę ucieczki na wieś i wiele innych w ciągu kilkunastu zaledwie godzin.
Podsumowując - był jakiś pomysł, ale mam wrażenie, że wydanie tego w druku to lekki falstart Andrzeja Wardziaka. Książkę należałoby dopracować, nie tylko pod względem fabuły ale przede wszystkim językowym.
Odważny, ale zbyt szybki debiut.
Ocena 5/10
poniedziałek, 9 marca 2015
Recenzja filmu Snowpiercer: Arka Przyszłości
Snowpiercer: Arka przyszłości
Miałam obawy przed obejrzeniem tego filmu. Kiedy jeszcze działałam na "grzybie", to jeden z moich drogich kolegów recenzował ten film i mocno po nim pojechał. Komentarze zresztą również nie pozostawiły na nim suchej nitki.
Cóż, obawy potwierdziły się częściowo.
Fabuła jest dość prosta - pędzący po świecie pociąg, w którym mieszkają ludzie ocalali z zimowej apokalipsy. Niedobitki dzielą się na tych 'lepszych i bogatszych' i tych 'gorszych', co nie odpowiada tym drugim. Zamierzają podnieść bunt, przeciwstawiając się władzy i niesprawiedliwości.
Przestrzeń pociągu początkowo jest mroczna i klaustrofobiczna, wypełniają ją obdarci z godności ludzie, którzy wyglądają jakby byli transportowani do obozów pracy.
Kolejny raz mamy do czynienia z przekrojem przez różne klasy społeczne i problemy z tym związane.
Pod względem wizualnym film jest bardzo przyjemny a otoczkę uzupełnia dobra obsada aktorska. Myślę, że szczególne brawa należą się dla Tildy Swinton za drugoplanową rolę.
Efekty specjalne, scenografie poszczególnych wagonów i widoki za oknem w zupełności mnie zaspokoiły.
Jednak nie da się pominąć minusów, które ten film niesie za sobą. Zacznę od samego pociągu, w którym mieści się wszystko, łącznie z olbrzymim akwarium - nie, niestety nie przemawia to do mnie. Zbyt dużo tu fanstastyki.
Do tego ma się wrażenie, że ilość wagonów jest bliska nieskończoności i mimo dużego zróżnicowania, widz ma wrażenie, że bohaterowie nigdy nie dotrą do końca.
Wiele przedłużanych scen nie wpływa dobrze na płynność filmu.
W połowie przychodzi znudzenie i kryzys.
Film, równie dobrze, można by obejrzeć do połowy - już wtedy świetnie rozumiemy ogólne przesłanie a kolejne sceny poszczególnych wnętrz wagonów nie są konieczne.
Scena końcowa wywołała zdziwienie na mojej twarzy i cisnące się na usta pytanie - to po to tkwiłam 2 godziny przed ekranem?
Podsumowując - Snowpiercer dobrze utrzymuje surowy klimat arktycznej postapokalipsy, przedstawia ponurą wizję przyszłości ale z powodzeniem można byłoby go skrócić o połowę - nie tracąc nic na jakości czy fabule.
Ocena 5/10
--> ZWIASTUN <--
Miałam obawy przed obejrzeniem tego filmu. Kiedy jeszcze działałam na "grzybie", to jeden z moich drogich kolegów recenzował ten film i mocno po nim pojechał. Komentarze zresztą również nie pozostawiły na nim suchej nitki.
Cóż, obawy potwierdziły się częściowo.
Fabuła jest dość prosta - pędzący po świecie pociąg, w którym mieszkają ludzie ocalali z zimowej apokalipsy. Niedobitki dzielą się na tych 'lepszych i bogatszych' i tych 'gorszych', co nie odpowiada tym drugim. Zamierzają podnieść bunt, przeciwstawiając się władzy i niesprawiedliwości.
Przestrzeń pociągu początkowo jest mroczna i klaustrofobiczna, wypełniają ją obdarci z godności ludzie, którzy wyglądają jakby byli transportowani do obozów pracy.
Kolejny raz mamy do czynienia z przekrojem przez różne klasy społeczne i problemy z tym związane.
Pod względem wizualnym film jest bardzo przyjemny a otoczkę uzupełnia dobra obsada aktorska. Myślę, że szczególne brawa należą się dla Tildy Swinton za drugoplanową rolę.
Efekty specjalne, scenografie poszczególnych wagonów i widoki za oknem w zupełności mnie zaspokoiły.
Jednak nie da się pominąć minusów, które ten film niesie za sobą. Zacznę od samego pociągu, w którym mieści się wszystko, łącznie z olbrzymim akwarium - nie, niestety nie przemawia to do mnie. Zbyt dużo tu fanstastyki.
Do tego ma się wrażenie, że ilość wagonów jest bliska nieskończoności i mimo dużego zróżnicowania, widz ma wrażenie, że bohaterowie nigdy nie dotrą do końca.
Wiele przedłużanych scen nie wpływa dobrze na płynność filmu.
W połowie przychodzi znudzenie i kryzys.
Film, równie dobrze, można by obejrzeć do połowy - już wtedy świetnie rozumiemy ogólne przesłanie a kolejne sceny poszczególnych wnętrz wagonów nie są konieczne.
Scena końcowa wywołała zdziwienie na mojej twarzy i cisnące się na usta pytanie - to po to tkwiłam 2 godziny przed ekranem?
Podsumowując - Snowpiercer dobrze utrzymuje surowy klimat arktycznej postapokalipsy, przedstawia ponurą wizję przyszłości ale z powodzeniem można byłoby go skrócić o połowę - nie tracąc nic na jakości czy fabule.
Ocena 5/10
--> ZWIASTUN <--
niedziela, 8 marca 2015
Recenzja komiksu Ostanie Boże Narodzenie
Ostatnie Boże Narodzenie
Komiks inny, niż wszystkie opisywane dotychczas - no bo niby następuje zagłada, wybuchają bomby atomowe a popromienne deszcze i inne toksyny zamieniają ludzi w potwory. Jednak te wszystkie wydarzenia to tylko tło całej historii.
Komiks jest wypełniony humorem, bałwanek śpiewa piosenkę o apokalipsie a Święty Mikołaj kontynuuje tradycje świąt mimo końca świata.
Niestety na biegun północny docierają bandyci, którzy zabijają panią Mikołajową. Po tym wydarzeniu Mikołaj traci sens życia, próbuje skończyć ze sobą i wlewa w siebie hektolitry procentowych płynów.
Seria składa się z pięciu zaledwie 30 stronnicowych tomów. Historia jest zabawna, lekka a przy tym ciekawa. Rysunki są kolorowe i świetnie wykonane.
Myślę, że warto rozejrzeć się za tym tytułem z samej ciekawości, tym bardziej jeśli ktoś lubi lekkie, wypełnione niezłym humorem komiksy.
Ocena: 7/10
Komiks inny, niż wszystkie opisywane dotychczas - no bo niby następuje zagłada, wybuchają bomby atomowe a popromienne deszcze i inne toksyny zamieniają ludzi w potwory. Jednak te wszystkie wydarzenia to tylko tło całej historii.
Komiks jest wypełniony humorem, bałwanek śpiewa piosenkę o apokalipsie a Święty Mikołaj kontynuuje tradycje świąt mimo końca świata.
Niestety na biegun północny docierają bandyci, którzy zabijają panią Mikołajową. Po tym wydarzeniu Mikołaj traci sens życia, próbuje skończyć ze sobą i wlewa w siebie hektolitry procentowych płynów.
Seria składa się z pięciu zaledwie 30 stronnicowych tomów. Historia jest zabawna, lekka a przy tym ciekawa. Rysunki są kolorowe i świetnie wykonane.
Myślę, że warto rozejrzeć się za tym tytułem z samej ciekawości, tym bardziej jeśli ktoś lubi lekkie, wypełnione niezłym humorem komiksy.
Ocena: 7/10
Recenzja filmu [REC4]: Apokalipsa
[REC4]: Apokalipsa
Młoda dziennikarka Angela Vidal (którą znamy z części pierwszej) cudem przeżyła wydarzenia, do których doszło w jednej z barcelońskich kamienic. Zostaje ocalona przez wojsko i zabrana do ośrodka badawczego znajdującego się na pokładzie tankowca. Angela, wraz ze swoim wybawcą Guzman'em mają przejść kwarantannę.
Typowa dla tego typu filmów przewidywalna fabuła i kiepskie efekty specjalne niestety nie cieszą widza. Kolejny film, w którym uciekający przed hordą zombie, bohaterowie walczą o przeżycie jest rozczarowaniem. Dobrym pomysłem było zamknięcie wydarzeń na terenie statku, znajdującego się przez cały czas na morzu, jednak na tym skończyły się dobre pomysły twórców.
Cała historia jest powtarzalna, nie ma w niej nic zaskakującego a nawet szczypta humoru, którą jest oprószona nie pomaga w oglądaniu.
Film jest śmieszny, ale nie pod względem komediowym. Jest to niestety śmiech przez łzy, film wywiera uczucie politowania - jak można stworzyć coś takiego? Niestety, po wyjściu z kina czułam niesmak.
Uważam, że pieniądze zamiast na bilet należy wydać na coś, co przyniesie wam więcej szczęścia i zadowolenia.
Ocena 2/10
--> ZWIASTUN <--
Młoda dziennikarka Angela Vidal (którą znamy z części pierwszej) cudem przeżyła wydarzenia, do których doszło w jednej z barcelońskich kamienic. Zostaje ocalona przez wojsko i zabrana do ośrodka badawczego znajdującego się na pokładzie tankowca. Angela, wraz ze swoim wybawcą Guzman'em mają przejść kwarantannę.
Typowa dla tego typu filmów przewidywalna fabuła i kiepskie efekty specjalne niestety nie cieszą widza. Kolejny film, w którym uciekający przed hordą zombie, bohaterowie walczą o przeżycie jest rozczarowaniem. Dobrym pomysłem było zamknięcie wydarzeń na terenie statku, znajdującego się przez cały czas na morzu, jednak na tym skończyły się dobre pomysły twórców.
Cała historia jest powtarzalna, nie ma w niej nic zaskakującego a nawet szczypta humoru, którą jest oprószona nie pomaga w oglądaniu.
Film jest śmieszny, ale nie pod względem komediowym. Jest to niestety śmiech przez łzy, film wywiera uczucie politowania - jak można stworzyć coś takiego? Niestety, po wyjściu z kina czułam niesmak.
Uważam, że pieniądze zamiast na bilet należy wydać na coś, co przyniesie wam więcej szczęścia i zadowolenia.
Ocena 2/10
--> ZWIASTUN <--
Stanisław Pietrow
26 września 1983r. system "OKO" zaobserwował wystrzeloną w kierunku ZSRR rakietę balistyczną. O godzinie 00:04 w Centrum Wczesnego Ostrzegania Sił Powietrznych ZSRR zawyły syreny.
Pełniący wtedy służbę podpułkownik Pietrow powinien zawiadomić Krem o ataku, jednak nie zrobił tego. Stanisław Pietrow uważał, że wystrzelenie jednej rakiety jest irracjonalnym posunięciem, dlatego uznał, że alarm jest błędem systemu.
Nawet kiedy komputer ogłosił wystrzelenie czterech kolejnych rakiet, Pietrow postanowił złamać zasady. Gdyby postąpił inaczej i przekazał wiadomość na Kreml noc ta zakończłaby się atakiem nuklearnym ZSRR na USA.
Jak się okazało Pietrow miał rację i żadne rakiety nie zostały wystrzelone. Powodem wszczęcia alarmu przez system OKO było pechowe ustawienie satelit i odbicie promieni słonecznych, które zostało odebrane jako blask towarzyszący wystrzeleniu rakiety.
Początkowo wszczęto śledztwo i poddano go przesłuchaniom. Podpułkownik został odsunięty od służby. Wydarzenia te do 1998r. były trzymane w tajemnicy.
Stanisław Pietrow został uznany za bohatera i nagrodzony - w 2004 nagrodą World Citizen Award, następnie w 2006 uhonorowany przez ONZ. 17 lutego 2013 roku dostał również nagrodę Dresden-Preis.
Subskrybuj:
Posty (Atom)