piątek, 2 stycznia 2015

Recenzja filmu Dystrykt 9

DYSTRYKT 9 [ang. District 9]
28 lat temu na Ziemię przybyli obcy. Zostali osadzeni w prowizorycznej dzielnicy - Dystrykcie 9 - która szybko przemieniła się w slumsy. Obcy stali się uchodźcami a prywatna spółka "MNU", która sprawuje nad nimi kontrolę, postanawia wykorzystać ich do stworzenia broni.

Film, według mnie, jest bardzo świeży i nowatorski z kilku względów. Po pierwsze, tym razem Obcy nie przylatują na Ziemię z chęcią zawładnięcia naszą cywilizacją. Brak tu, typowej dla takich filmów, wojny ludzie kontra kosmici. W Dystrykcie jest zupełnie inaczej. Lądują tu wycieńczeni obywatele, których przywódcy zginęli po drodze. Nie ma walk, a same "Krewetki" (obcy przypominają właśnie te stworzenia) nie potrafią posługiwać się swoją technologią.

Ciekawym pomysłem jest też pokazanie tego wszystkiego w formie dokumentu. Widzimy tu ludzi wypowiadających się wprost do kamery, ujęcia z kamer przemysłowych czy nagrania z serwisów informacyjnych.
Twórcom udało przełamać się schematy, a jednocześnie stworzyć 100 procentowe kino Sci-Fi.
Należy pochwalić również Clintona Shortera za świetną muzykę, która tworzy cudowny klimat.
Gra aktorska Sharlto Copley'a również zasługuje na nasze uznanie, czyni bowiem swoją postać bardzo przekonującą.

Dystrykt 9 pokazuje przykrą prawdę o nas samych, o naszych uprzedzeniach i ksenofobii. O tym, jak często wykorzystujemy niewinnych, którzy nie mogą nigdzie znaleźć pomocy.
To widowiskowy, wciągający film, który jest w stanie skłonić widzów do refleksji. Jednocześnie nie brak w nim brutalności, krwi i efektów specjalnych stojących na wysokim poziomie.
Ocena 7/10
-->ZWIASTUN<--

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz